Kolejny dzionek
Hejjj,
dzisiaj rano obudziliśmy się z informacją, że Staś potrzebuje przetoczenia krwi, ze względu na to iż ma lekką anemię. Powiem wam, że od razu pojawiało się w nas zmartwienie, jakaś obawa, przerażenie?, trochę płaczu. Mimo wiedzy o tym, że często tak dzieje się u wcześniaków, przyjęcie tego, że to Stasiowi trzeba zrobić, nie napawało optymizmem. Ogólnie przez tą anamię również saturacja zaczęła spadać i procent tlenu przez to wzrastać. Dziś Stasieniek był aż na 42 %. A saturacja 85-94. Kiedy pojechaliśmy do niego o wyznaczonej godzinie pobytów na OITN, pozwoliły nam bardzo miłe i wspaniałe panie położne na kangurowanie. Agnieszka była z Stasiem bardzo blisko przez ponad 2h. Było dobrze. To cudowne uczucie przecież być blisko ukochanego i tak upragnionego synka. Ja sam bedąc obok czułem, jakbym to ja go trzymał ( jeszcze na mnie nadejdzie pora, gdyż tatusiowie, też mogą a nawet powinni kangurować ). Po krótkiej przerwie w domu, wróciliśmy ponownie do Stasiuleńka z zamiarem, że to teraz ja siadam do fotelika specjalnego i jestem z synkiem (co ciekawe, trzeba się do tego jeszcze przygotowywać). Niestety wyszło tak, że krew przyszła wcześniej i już Staś był podłączony. A przy przetaczaniu nie można kangurować. Okej. Spoko, ważna jest ta krew na maxa. W ogóle robiono badania krzyżowe krwi żony, myśleliśmy, że to od niej będzie, jednak wyszło tak, że Staś dostał od dawcy nam nieznanego. Jesteśmy (ktokolwiek by to nie był) dla niego wdzięczni za tą krew !!! Dopiero w tym momencie przyszło mi do głowy, jak na prawdę ważni są dawcy i ile dobrego dają ludziom chorym lub właśnie takim dzieciom jak Staś czy dzieci z onkologii. Tak, chwała Wam bohaterowie za ten wspaniały czyn. Cóż, na razie musimy czekać co będzie dalej. W ciągłej niepewności i obawach czy nie wyjdzie coś jeszcze w badaniach. Staś wszędzie ma coś gdzieś podłączone, pozaklejane maluteńkie rączki plasterkami po wkłuciach oraz nóżki. Panie położne robią to doskonale i bardzo profesjonalnie. Jednak sam widok jest straszny. Przynajmniej dla mnie.
Dzięki Kochani, że czytacie te moje słowa w których staram się przelać choć odrobinkę tego co dzieje się z naszym maluchem cudownym. I za wsparcie w postaci smsów, na messangerze, w spotkaniach czy pracy, czy z daleka, czy z pielgrzymek, czy skądkolwiek. To jest dla nas bardzo miłe i też potrzebne. Dziękujemy.
Przed nami długa droga. Lecz pełna wiary, sił (skąd one się biorą to ja nie wiem), odwagi oraz pogody ducha mimo wszystko.
Chwile spędzone z Stasiem na oddziale każdego dnia napawają tchnieniem nadzieji na to, że wszystko będzie szło w dobrą stronę.
Pozdrawiamy serdecznie i do następnego :)
Dodaj komentarz